Przyjaciel przez duże P
Przepraszam za tak długą nieobecność ale miałam jakąś blokadę czarna dziura, nic. Ale jestem.
Jak bardzo ważna jest istota
miłości w życiu a szczególnie kiedy
towarzyszy nam nieprzyjaciel, który w końcu musi stać się naszym przyjacielem w
postaci choroby? Niewątpliwie bardzo pomaga w walce z chorobą. Tak, bo życie
jako życie samo w sobie jest walką. A kiedy masz dodaną chorobę to walka staje
się jeszcze bardziej zacięta niż zwykle. Wiadomo, ze kiedy walczysz sam musisz być
naprawdę bardzo silnym wojownikiem aby
ten wróg cię nie pokonał. Natomiast kiedy obok siebie masz kogoś, kto cię kocha
bez względu na to jak wyglądasz, jaki jesteś czy jak się poruszasz to właściwie
wygraną wojnę masz w kieszeni. Lepiej
walczy się we dwoje , grupą niż samemu. Masz żyć normalnie i cieszyć się życiem
ale jednocześnie musisz pamiętać o tym co ci wolno a czego nie. Jak masz siedzieć
jakie czynności codziennie wykonywać. Jak tu nie zwariować ? Trzeba znaleźć złoty
środek. Można się z tego nabijać w taki sposób chociaż trochę uratujesz siebie
i nie zwariujesz oczywiście w połowie. Tarczą
obronną ma być ktoś, kto pokocha cię takim jakim jesteś. Zniesie twoje dziwactwa, ciężkie chwile
pozwoli ci na ci siebie krzyczeć za nic czasem nawet walnąć i wyzwać jeśli zajdzie
taka potrzeba. Ponieważ wie, że te kule, które ty w niego rzucasz czasem nie są kontrolowane, nie są świadome. To
twój nieprzyjaciel w końcu trochę jak
rodzina. On wie jak zaskoczyć nas i bliską ci osobę ale nie wie tego, że dobra może
i ty się poddałeś ale ktoś bliski nigdy. Nie lubię, kiedy w takich przypadkach często
jest używany termin choroba. Ja nie nazywam tego chorobą(chyba, że się z tego śmieje)
ja określam to mianem przyjaciela. Bo to w końcu on przede wszystkim zostanie z
tobą do końca. Ktoś mi mówi, że nie cieszę
się życiem. Jak to? Ja się nim nie cieszę ? A słuchana codziennie muzyka,
czytanie książek , pisanie to czy to właśnie nie jest tą radością? No i oczywiście
lekarze, których z całego serca uwielbiam. Nie mam nic do starszych osób, szanuje je i
akceptuje w pełni. Ale rozwala mnie
akcja typu; jesteś z mamą w sklepie i wybierasz sobie biżuterie a obok ciebie
przechodzi starsza pani, która chyba nie
za bardzo wierzy w to co widzi. I stoi tak przez dobre parę sekund dopóki dokładnie
nie obejrzy eksponatu w sklepie. Jest tak
głęboko w ciebie zapatrzona, że przez moment czujesz się jak główna gwiazda
sklepu. A zapytana co ją tak zaciekawiło,
udaje, że nie słyszy i że nie wie o co chodzi. Az w końcu spłoszona ucieka. Swoja droga ciekawe,
że na początku jesteś eksponatem, a później od ciebie ucieka. Dziwny paradoks
co nie? No cóż jakoś trzeba żyć z tą wielką popularnością wciąż
rosnącą. Dystans do siebie. Słowo klucz na dziś a może nawet na lata.
P.S Chyba następnym razem zacznę rozdawać autografy. Mając świadomość
nieśmiałości ludzi w tej oto kwestii, mówię nie bójcie się, ja nie gryzę.
Mam nadzieje, że ten oto tekst pomógł niektórym uporać się z
tym trudnym dla nich tematem.
Komentarze
Prześlij komentarz